You are currently viewing czy warto jechać na tulipanowy tour do Niderlandów

czy warto jechać na tulipanowy tour do Niderlandów

tęczowe pola, łany smaganych lekkim zefirkiem tulipanowych kielichów, między którymi możesz spacerować do woli a w oddali klimatyczny stary wiatrak… marzy ci się taki klimat? Już widzisz siebie na romantycznym zdjęciu pomiędzy wstęgami tulipanów?  Powiem ci szczerze, to są widoki tylko pocztówkowe. Pola tulipanowe to nie dzikie łąki, do których docierają tylko wytrwali wędrowcy, którzy w nagrodę za wysiłek mogą się cieszyć idyllicznym krajobrazem. Tulipany są w Holandii hodowane na farmach i są naprawdę łatwo dostępne. Do Lisse i do okolicznych miejscowości można dojechać transportem publicznym. No i przez 8 wiosennych tygodni, kiedy wszystko kwitnie a krajobraz zmienia się w kolorowe wstęgi, na ten sam pomysł wpada tysiące turystów. 20 marca każdego roku łowcy pocztówkowych widoków, wyruszają na polowanie. Mają czas do 15 maja.

dlatego na mój tulip tour, na który wybrałam się w połowie kwietnia, zabrałam ze sobą worek cierpliwości i dobry humor, wiedziałam, że nie będę tam sama, że będę musiała poczekać aż ktoś wypstryka swoją kliszę, komuś innemu się znudzi a jeszcze ktoś zostawi w moim kadrze swoją stopę. Jeśli chcesz zobaczyć słynne tulipanowe pola w Holandii, 

włącz sobie guzik „luz do kwadratu” i ruszaj 

i najlepiej z równie wyluzowaną koleżanką, która nie tylko zachwyci się tak jak ty, ale cierpliwie zrobi ci milion zdjęć. Odpornego na kwiatowe piękno partnera wyślij na ryby, chyba że u niego guzik „luz” jest dwa razy większy niż u ciebie. W końcu nie po to tu przyjeżdżasz, żeby tylko rzucić okiem i ruszyć w dalszą drogę.

wyruszyłam na tulipanowe pola w Teijlingen i prowadziły mnie kolorowe łany, które wyłaniały się jeden za drugim. Zachwycałam się kwiatami z dróg i ścieżek, spod bram, szlabanów i znad kanałów, które oddzielały turystów od pól i tworzyły naturalną barierę. 

były i takie, na które się wkradłam (tak, wiem!, ale co poradzę!) 

i uważając aby nie uszkodzić ani płatka, sidałam między tulipanami i hiacyntami. Za każdym razem, gdy wydwało mi się, że to wszystko przecież wygląda tak samo i pora wracać, pojawiał się kolejny widok, który wzywał. No i świadomość, że tu tulipany rosną tak, jak w Polsce pszenica, pchała mnie wciąż do przodu. Niby wiedziałam, a jednak była w tym pewna magia, niecodzienność. I chciałam jak najwięcej zapamiętać, nasycić się, utrwalić ten obraz w sobie.

najbardziej zachwycały mnie hiacynty, nie ze względu na kolory, bo te akurat nie były za specjalne, ale przez zapach. Pamiętasz jak pachnie jeden hiacynt, którego kupujesz w Lidlu i stawiasz na stole? to teraz wyobraź sobie tysiące takich. Hiacyntowe dywany, które mają początek tuż pod twoimi stopami i które kończą się niewiadomo gdzie. Zamykasz oczy i oddychasz perfumami.

ostatni raz czułam się tak w Singapurze, który jest totalnie nieazjatyckim azjatyckim państwem,

czystym, lśniącym i z powietrzem o zapachu kwiatów. 

ciekawe czy ludzie, którzy mieszkają w tej okolicy czują ten zapach całą wiosnę?

łaziłam wśród pól 4 godziny. Mijali mnie inni żądni widoków, mijali mnie rowerzyści na wypożyczonych rowerach. Słońce ożywiało krajobraz i usypiało spacerujących. Nikt się nie spieszył i mimo, że ludzi było sporo, tylko czasami natrafiałam na korek do zdjęć, jeśli tulipanowy łan był okazały. Bo nie wszystkie były.

niektóre, przerzedzone, z grudami brązowej ziemi, z odciskami tysiąca podeszew, bardziej odstraszały niż zachęcały

to chyba zdarza się przy każdej atrakcji. Przyjeżdżasz a z cudnego widoku, którego się spodziewasz, który masz wyryty w umyśle,  który pracował w twojej wyobraźni miesiącami, nici… I musisz sobie szybko te wyobrażenia przetasować, żeby nie wrócić z rozczarowaniem w kieszeni. Zdjęcie w internecie rzadko jest odbiciem rzeczywistości. Tu przewagą jest ilość tulipanowych farm. Nawet jeśli niektóre nie są zniewalająco piękne, wystarczy, że ruszysz dalej i trafisz na taką, która zatrzyma twój oddech.

tulipany nie rosną dziko

nie układają się same w równe pasy i nie można ich zrywać, niszczyć czy swobodnie między nimi spacerować. To jest możliwe tylko w niektórych miejscach. Tulipany hodowane są na sprzedaż i o ile nie włazisz komuś na pole, wszystko jest ok. Możesz robić zdjęcia i możesz się zachwycać. Możesz też zajrzeć do otwartych farm i tam napić się kawy lub kupić sadzonki dla siebie. Ja odwiedziłam farmę De Tuliperij

żywa, buchająca kolorami tak samo jak pola wokoło, z tabliczkami o każdej odmianie, z poduszkowym łóżkiem wystawionym między łany chyba do artystycznych zdjęć. Przestało był romantycznie i artystycznie gdy metalowa rama zatrzęsła się pod dodatkowym obciążeniem. Szału nie było, widoku za plecami też nie, przespacerowałam się po farmie i ruszyłam w dalszą drogę.

spełniałam swoje marzenie bez pośpiechu. Bardzo chciałam tu wrócić bo mój pierwszy raz był w 2017 roku. Wtedy odwiedziłam tylko ogród Keukenhof, który jest roślinnym dziełem sztuki i na pola nie wystarczyło mi czasu.

Keukenhof jest dedykowany tulipanom, daliom, żonkilom i hiacyntom, czynny także tylko przez dwa miesiące w roku. W nim podziwianie kolorowej natury staje się łatwiejsze, spacer alejkami nadal pozwala na wypstrykanie całej kliszy i na achy i ochy nad fantazją ogrodniczych architektów, którzy co roku konstruują nowe kompozycje i obrazy wypełnione lśniącymi w wiosennym słońcu płatkami i kielichami. 32 hektary zaprojektowanego piękna. Jest co robić. Można spędzić tu pół dnia a można cały. Dziś, spacer między tulipanowymi łanami dopełnił dla mnie całości.

chcesz to zobaczyć na własne oczy?

tulipanowe pola rozciągają się w środkowo – zachodniej części Niderlandów, między Hagą, Leiden i Amsterdamem. Gdziekolwiek się nie obejrzysz, tam zobaczysz kolorowe wstęgi. Najważniejsze miejscowości to: Noordwijk, Noordwijkerhout, Kaatwijk, Lisse, Teylingen, Teijlingen, Hillegom.

masz dwie opcje i którąkolwiek wybierzesz, możesz zacząć swoją wyprawę w tym samym miejscu, pod bramą ogrodu Keukenhof, który jest główną atrakcją. Dostaniesz się tu zarówno z Amsterdamu, jak i z Leiden, z Haarlem, czy bezpośrednio z lotniska Schiphol.

opcja 1 to wizyta w ogrodzie Keukenhof. Cena pojedynczego biletu wstępu to 18 euro. Możesz kupić też bilet kombinowany: wstęp plus transport w dwie strony:

z centrum Amsterdamu zapłacisz 33,50 euro

z Schiphol, z Leiden, z Haarlem, zapłacisz 29,50 euro

opcja 2 to spacer lub przejażdżka rowerem (własnym lub wypożyczonym) po okolicznych miejscowościach i oglądanie pól tulipanowych na własną rękę. Możesz kombinować sama albo trzymać się szlaku. Szlaków jest kilka, od 5 do nawet 42 kilometrów. Rower to bardzo dobry pomysł na objechanie terenu.

każda z tych atrakcji do porządne pół dnia. Jeśli zależy ci na tym, aby doświadczyć obu, rozłóż sobie wycieczkę na dwa dni. Nie upychaj i ogrodów i pól w jeden dzień bo nadmiaru kolorów i wrażeń rozboli cię brzuch a pod koniec nie będziesz mogła znieść tych widoków.

znasz historie z ładowaniem zakupów do jednej siaty i targanie jej na jednym ramieniu do domu?

kiedy w końcu jesteś pod drzwiami, zrzucasz z siebie ten cieżar i nie chcesz nawet zaglądać co żeś tam nakupiła. No chyba, że masz tam lody a za oknem akurat 25 stopni, to jednak zajrzysz. Dlatego proponuję ci spakować się do dwóch siatek i utrzymać względny balans i równowagę, połowę jednego dnia daj ogrodom a połowę drugiego polom i łanom. Jak to zaplanować z głową? O tym już szykuję dla ciebie przewodnik!

i na koniec odpowiedź na tytułowe pytanie: czy warto przyjechać do Holandii po te widoki? No cóż, jeśli wybierasz się tylko na tulipany, to nie i mówię to całkiem serio. Ale jeśli połączysz wyprawę z Noordwijkiem i Amsterdamem, to już się robi ciekawie. I takie propozycje dwu i trzydniowych wypraw do Holandii, które uwzględniają tulip tour dla ciebie przygotowałam. Przewodnik wraz z budżetem dostaniesz już wkrótce.

happy travels!

Dodaj komentarz