You are currently viewing nie mam emocji i dobrze mi z tym!

nie mam emocji i dobrze mi z tym!

na pewno?

sprawdźmy. Mam dla ciebie historię z życia wziętą. I kawałek psychologii emocji do tego. Tych emocji tłumionych i wypartych. I o mechanizmach, które do nich prowadzą.

ciągle gada się o tym jak regulować swoje emocje a wciąż, za mało o tym, jak w ogóle czuć i zauważać, że się czuje. Dużo mówi się o traumach, o dzieciach z domów patologicznych i rodzin dysfunkcyjnych ale w ogóle nie mówi się o tak zwanych normalnych rodzinach.

a w normalnych rodzinach dzieci także mają niedostępnych emocjonalnie rodziców, rodziców surowych i wymagających, rodziców zajętych własnym wnętrzem i odciętych od swoich emocji. Rodziców, którym do głowy nie przychodzi, że dziecko czuje i że być może czuje inaczej niż rodzic.

teoretycznie patologii tu nie ma. A praktycznie pozostają skutki. Dorosłe zombie, które nie wie co czuje i że w ogóle czuje, które nie wie czego chce ani co jest dla niej, dla niego dobre, które nadal czuje rodzicem a nie czuje sobą i nie ma własnego ja, które podąża za wgranym schematem i replikuje to samo dalej, na swoją rodzinę i dzieci. W efekcie przeżywa życie nie swoje i żyje nie naprawdę, w ciasnym skafandrze własnego ciała, które usztywnia się wraz z każdą niewyrażoną i nieprzeżytą emocją.

i tym się właśnie dzisiaj zajmę. Bo takie to mamy i temu musimy się przyjrzeć, jeśli chcemy odkłamać siebie i swoje prawdziwe ja.

dlatego zapraszam cię do czytania i komentowania.

***

wracają obrazy sprzed lat.

ja, mama i tata.

ona w łazience, on w przedpokoju, drą się na siebie.

ona w kuchni z łyżką nad gotującym się rosołem a on jeszcze w drodze do domu.

czekamy. Nie wiem czy bardziej ja czy ona.

mama rzadko się oddzywa, zwykle pyta czy odrobiłam lekcje. Usta układają jej się w prostą kreskę, jakby ktoś odrysował je od linijki. Nie wiem czy ta mina znaczy, że jest dobrze czy źle, bo ta kreska jest zawsze taka równiutka. Po mamie to nigdy nie wiadomo, a jak nie wiadomo to lepiej nie ryzykować. Więc nie ryzykuję. Ale wiem już, że zadanie domowe jest zawsze najważniejsze. I to dodatkowe też. To takie zupełnie normalne, że odrabiam zadania dodatkowe nawet jak mi się bardzo nie chce. A czasami mi się naprawdę nie chce, ale nie mogę tego powiedzieć bo przecież jestem dzieckiem a dzieci nie mają nic innego do roboty i nie mogą być zmęczone, bo, jak mówi mama, nie mają po czym. Mają tylko robić to, co mówią im rodzice. A kiedy nie mogę powiedzieć, że jestem zmęczona, bo przecież cały dzień coś robię, to wtedy czuję przez swoją dziewczyńską skórę, że coś jest nie tak. Jakoś mi źle i coś mi się zwija w brzuchu.

zaciskam mocno zęby, czasami tak mocno, że aż boli mnie cała szczęka. Gdy będę nastolatką okaże się, że mam tylko połówki zębów, bo drugie połówki zetrę przez to zaciskanie.

ale zanim staję się nastolatką wiem, że mama lubi, gdy jestem grzeczną dziewczynką i się dobrze uczę, chociaż wcale tego nie pokazuje. To znaczy nigdy się nie cieszy, ale przynajmniej się nie złości i nie krzyczy tak jak wtedy, gdy coś pójdzie nie po jej myśli. Czyli gdy nie jestem grzeczna i się nie uczę tak dobrze jak ona chce.

na przykład tak jak wtedy, gdy za brzydkie pisanie pani w szkole kazała mi prowadzić dodatkowy zeszyt i codziennie przepisywać do niego jeden artykuł z gazety. I ja go przed mamą ukryłam. Nie powiedziałam. Ale mama miała nosa i zawsze wiedziała rzeczy o których nie wiedział nikt. I wtedy to się stało.

poszłam do Ani, do tej koleżanki, która mieszkała w tej samej kamienicy, bo tak bardzo nie chciało mi się uczyć i było takie piękne słońce i taka radość… a mama wtedy, po kryjomu, przejrzała mój tornister i znalazła ten krany zeszyt. Strasznie się zdenerwowała. Krzyczała, potem zagoniła do przepisywania artykułu a na końcu zamilkła. I ja to znowu czułam przez skórę. Że mi się to nie podoba, że coś jest nie tak i że to jest niesprawiedliwe, bo ja, poza tym zeszytem, to mam same piątki! ale nie mogłam jej nic powiedzieć, bo byłoby jeszcze gorzej. Więc tylko przełykałam ślinę, bo tak mnie piekło w gardle i czułam jak robi mi się tak strasznie gorąco, ale zacisnęłam zęby i pisałam. A mama milczała.

zawsze się tak starałam, żeby mama się uśmiechała. Chciałam, żeby była taka fajna, cieplutka i żeby mnie przytulała. Ale gdy zaczęła się szkoła, od razu wiedziałam, że mama się nigdy nie będzie uśmiechać i że dobrze to jest wtedy, kiedy nie krzyczy, nie zaciska ust i wciąż coś mówi. Bo jak przestaje mówić, to jest najgorzej. Wtedy wiem, że jest na mnie zła i będziemy w tej ciszy siedzieć w nieskończoność.

i chciałam też, żeby tata nie wychodził. Bo przecież czasami wychodził. Wychodził i nie wracał, czasem kilka dni a czasem kilka tygodni. Czasami, gdy kłócił się z mamą to stawiał mnie między nimi i pytał mnie o różne rzeczy, takie ważne, dorosłe rzeczy a ja nie wiedziałam. I nie chciałam nawet wiedzieć, bo to były takie trudne pytania. Na przykład czy on ma się wyprowadzić. I wtedy nic nie mówiłam, czułam, że brzuch mi się cały zaciska, oni się dalej darli do siebie a ja tak stałam, pomiędzy nimi. I wiedziałam, że takie darcie to nic dobrego, bo po tym darciu on gdzieś sobie szedł a mama jakby znikała. I jej usta prostowały się jeszcze bardziej, chociaż zawsze mi się wydawało, że bardziej się nie da. A ona jednak potrafiła.

gdzieś pod moją dziecięcą skórą czułam, że lepiej jest być grzeczną dziewczynką niż nią nie być, i że grzeczne dziewczynki się nie złoszczą, nie krzyczą i nigdy nic nie chcą. Grzeczne dziewczynki się dobrze uczą i się uśmiechają, są miłe i nie zawadzają. I na pewno nie trzaskają drzwiami. I, że jak taka będę, to może pewnego dnia tata przestanie wychodzić a mama się uśmiechnie. I już nigdy nie zamilknie tylko będzie wciąż opowiadać śmieszne rzeczy i się cieszyć.

***

być może przeczytałaś historię o sobie. Być może niewiele trzeba w niej zmienić aby była twoją historią. Ale to jest historia dokładnie o tym, jak uczymy się tłumić nasze emocje od najwcześniejszych lat. Nie dlatego, że ktoś nam powiedział wprost: nie wolno ci się złościć. Ale dlatego, że ktoś pokazywał swoim nastrojem, swoim humorem, uśmiechem lub jego brakiem, czego od nas oczekuje. I co nie jest mile widziane. A każda dziewczynka i każdy chłopczyk chce być mile widziany w swoim domu, chce, żeby rodzice się cieszyli, byli uśmiechnięci i zadowoleni, i te małe dzieci zrobią wszystko aby zbudować taką rodzinę. Wtedy jeszcze myślą magicznie, że mają na to wpływ, że od ich zachowania zależy to, czy rodzice się kochają i szanują, czy się cieszą czy nie i jaka ta rodzina będzie. I stłumią, wyzbędą się, zaprzeczą wszelkim emocjom, na które nie ma zgody w domu, aby tylko mieć rodzicielską miłość, czułość i zainteresowanie.

dlaczego tak się dzieje?

celem małej Madzi czy małego Jacka, instynktownym i nieuświadamianym, jest przetrwanie. A przetrwanie dziecka zawsze zależy od opiekuna, od rodzica. I dziecko, nieświadomie, zrobi wszystko, aby rodzic był zadowolony i szczęśliwy bo od tego zależy jego życie.

widzisz to?

to dlatego dzieci, które nie mają pozwolenia na przeżywanie i wyrażanie określonych stanów i emocji, a bardzo często jest to złość, gniew, niezgoda, czyli w rozumieniu rodziców nieposłuszeństwo, zaczynają się tych emocji pozbywać na każdy możliwy sposób. Pozbywać w dużym cudzysłowiu, bo emocji nie da się po prostu pozbyć, powiedzieć sobie: nie czuję i nie czuć. Wykształcają mechanizmy obronne aby nie czuć tego, co czują, bo jeśli będą to czuć i okazywać, to mogą stracić rodzica. A w rozumieniu dziecka, strata rodzica, to strata życia.

jeśli taka sytuacja się powtarza, staje się podstawową umiejętnością, z której korzysta się czasem nawet całe życie. Odcinanie się od swoich stanów i emocji nie znika wraz z wyprowadzką z domu czy rozpoczęciem dorosłego życia. Nie jest niestety tak, że gdy przestaje się być zależnym od rodzica, to nagle zaczyna się czuć. Nie czucie staje się normalną reakcją i dorosła Magdalena czy dorosły Jacek każdego dnia budzi się w płaskim świecie bez emocji, za to ze startymi zębami, z ciągle zaciśniętym brzuchem, z napiętymi barkami i spaceruje do pracy na sztywnych nogach. I może nawet czasem myśli sobie, że to jest fajnie, że nie ma napadów złości, że niewiele ją rusza i dotyka i że w sumie ci wszyscy emocjonalni to niezrównoważeni wariaci a ona taka spokojna, poukładana ma totalny relaks.

no nie do końca tak to jest, bo emocje to energia i nawet jeśli się jej nie przeżywa, to ta energia nie znika. Kumuluje się za to w ciele, zakotwicza gdzieś i zostaje. Jakie może mieć konsekwencje? Na przykład takie:

  • niekontrolowane wybuchy w nieoczekiwanych momentach z niewiadomo jakich przyczyn
  • agresja, nie tylko jawna, która przejawia się wybijaniem okien czy pobiciami, ale na przykład milczenie i nieoddzywanie się do określonych osób przez długi czas – to jest forma biernej agresji
  • autoagresja, czyli samookalecznie jawne, fizyczne ale także poniżanie się, deprecjonowanie siebie w myślach, brak szacunku do siebie i do swoich potrzeb
  • podłoże do wszelkich chorób, o czym szeroko traktuje Biologia Totalna, szczególnie choroby autoimmunologiczne (zaburzenia hormonalne, osłabienie układu odpornościowego czy trawiennego a w konsekwencji rozwijanie się kolejnych chorób)
  • sztywność ciała, brak elastyczności, giętkości
  • nieumiejętność budowania długotrwałych relacji
  • brak satysfakcji w relacji intymnej
  • brak empatii i rozpoznawania stanów i emocji innych
  • słabszy zmysł wyczuwania zagrożeń płynących ze środowiska, bo jeśli nie rozpoznajesz własnych emocji to tak samo nie rozpoznasz ich u innych i możesz przeoczyć sygnały ze środowiska, które ostrzegają cię przed napastnikiem lub zagrożeniem
  • aleksytymia, czyli niezdolność do nazywania i rozpoznawania własnych emocji i uczuć
  • poczucie zagubienia w środowisku i w świecie, słabe poczucie własnego „ja”, bycie daleko od siebie i nieumiejętność rozpoznawanie własnych potrzeb
  • poświęcanie się dla innych, bycie tylko dla kogoś a nigdy dla siebie

uczenie się czucia swoich emocji i czucia siebie nie jest fanaberią. Jest koniecznością. Aby żyć swoje życie, aby tworzyć nowe wzorce i aby nie odtwarzać tego, co zakodowali ci opiekunowie w dzieciństwie. Bo nie czucie to odtwarzanie czyjegoś schematu a nie życie swojego życia.  

dlatego zanim nauczysz się kontrolować swoje emocje, naucz się je w ogóle dopuszczać do siebie i odczuwać. Bo nie możesz kontrolować czegoś, czego istnieniu zaprzeczasz.

podrzucam ci krótkie ćwiczenie, sprawdź jakie ty to masz i czy czujesz  

zamknij oczy

weź 3 głębokie oddechy i rozluźnij się

przypomnij sobie jak to było w twoim domu, gdy byłaś małą dziewczynką , małym chłopcem, gdy miałaś nie więcej niż 10 lat. Wróć pamięcią do sytuacji w której pojawiła się jedna z poniższych emocji:

  • złość
  • smutek
  • niezgoda
  • radość
  • zdenerwowanie

zobacz w tej sytuacji siebie. Przenieś punkt skupienia z rodziców na siebie – co robiłaś? Co myślałaś, co czułaś? Co się z tobą działo? Jak reagowało twoje ciało? I odpowiedz sobie na 3 pytania:

  • czy mogłam tę emocję powiedzieć na głos, wyrazić i przeżyć?
  • co z nią zrobiłam?
  • jak zareagowali i co zrobili moi opiekunowie?

jakie to dla ciebie było? I jakie to dla ciebie jest teraz?

Dodaj komentarz