You are currently viewing grzeczne dziewczynki nie trzaskają drzwiami

grzeczne dziewczynki nie trzaskają drzwiami

miałaś kiedyś tak, że skręcało ci żołądek a ty nie wiedziałaś co się dzieje? i żaden stoperan,  węgiel czy nospa nie działały? A znasz te chwile kiedy paląca gula podchodziła ci do gardła i bardzo, bardzo chciała się przez nie wydostać, ale wepchnęłaś ją sobie spowrotem i przełknęłaś, chociaż sama nie wiesz dlaczego? bo tak naprawdę najbardziej na świecie chciałaś ryknąć jak król lew czy inna tygrysica i wyrzygać wszystko, dosłownie wszystko co w tobie siedziało?

na sto milionów procent to znasz. Efekt grzecznej dziewczynki, haseł typu: 

zachowuj się

nie histeryzuj 

nie rycz

nic się nie dzieje, o co ci chodzi?

mam dla ciebie krótką historię. Bardzo osobistą, ale myślę, że to może też być historia o tobie. Albo o twojej znajomej lub siostrze. Albo nas wszystkich. Historię o przez lata tłumionej złości. O pragnieniu wywalenia z siebie całego syfu. I o dojrzałej choć ryzykownej decyzji aby ją w końcu z siebie uwolnić.

zapraszam cię do czytania i do refleksji, jak to jest u ciebie?

***

– ja pier*&lę, ja pier$o@ę!! – krzyczy mi w głowie. Żołądek zwija się w ślimaka i rozwija i nie wiem już czy mam lecieć do łazienki czy o co chodzi. Zaciągam się powietrzem, to ponoć pomaga wyregulować ciało i umysł, ale w gardle mnie piecze i chyba już
dłużej nie dam rady oddychać. Wstaję od biurka, mijam Krzyśka, zakładam buty, kurtkę, chociaż wcale nie wiem czy jej potrzebuję, łapię klucze do samochodu i wychodzę. Zamykam drzwi. 

delikatnie

chociaż bardzo chcę popchnąć je tak, żeby wybić szybę, żeby trzasnęły i żeby usłyszał to cały blok, 21 mieszkań. Idę do samochodu i czuję skręcony żołądek, teraz jeszcze mocniej, przez te drzwi którymi nie trzasnęłam. 

nie trzasnęłam bo co? Bo ku$wa co??

– głupia baba! Boi się! – wyśmiewa się ze mnie bezczelnie ten w głowie.

wsiadam do auta i jadę. Do parku. Tam jest parking. Duży, pod drzewami, nikt mnie nie znajdzie. Zmieniam biegi, dłonie zaciskam na kierownicy aż bieleją mi kostki. Luzuję uścisk dopiero gdy widzę ich nienaturalny kolor.

– oddychaj Magdaleno, oddychaj – zagaduję się i wjeżdżam w najdalszy wolny kąt parkingu, gaszę silnik i nie wiem co robić. Żołądek mi się zwija i rozwija jak ślimak, który nie wie czego chce. Oddychanie nie pomaga.

– yyaaahhh!! – próbuję. Ponoć krzyk to dobra metoda na złość, ale nawet to mi nie wychodzi. Wyję jak uwięzione we wnykach zwierzę i wcale nie czuję, że wychodzi ze mnie to wszystko co mam w środku. W brzuchu dalej jeździ mi ciężarówka wte i wewte.
Chyba muszę wejść w krzaki, bo nie wytrzymam, rozglądam się, ale tu nie ma krzaków. A ja nie mam chusteczek.

– k*%wa! ku&wa!! k%&wa!! – walę rękami o kierownicę i niby się drę ale jak można się drzeć przez zaciśnięte zęby? Powiem ci jak – no nie można! Więc znów tylko udaję. Szamota mną od środka i czuję, że to chce wyjść. Ale ja nie umiem tego wypuścić. Opieram się o zagłówek i gapię się w szarą podsufitkę.

– uspokój się, uspokój się Magdaleno, nic się nie dzieje – dyscyplinuję się nie swoimi słowami, chociaż wcale tego nie chcę i chcę się tylko drzeć a jednak znów staję się swoim wrogiem!

o co mi w ogóle chodziło? No bo przecież nie o te czipsy które Krzysiek zeżarł przed obiadem… Tak, on Zeżarł Czipsy Przed Obiadem!

– grrryyaaahhh!! – próbuję znowu. Może trochę lepiej, ale wiem, że wciąż za słabo, bo to co siedzi mi w żołądku, nadal siedzi mi w żołądku.

tkwię na tym parkingu aż do nocy. Coraz mniej aut, coraz mniej spacerowiczów z psami. Niby coś mi luźniej, ale gardło nadal mnie piecze i nawet przełykanie śliny jest wyzwaniem. 

wracam do domu zmęczona tym potworem, którego nie wypuściłam a którego obudziła paczka czipsów. Nie myję się. Zostaję na kanapie, w ubraniu, wyszarpana za wszystkie czasy ale nie wiem jak to coś wypuścić z siebie choć bardzo chcę.

***

schody zdradziły Krzyśka. Zaskrzypiały gdy stanął na szczycie i patrzył na mnie z góry. Na mizerną postać we wczorajszym ubraniu, skuloną w rogu kanapy. Mam straszną ochotę go przeprosić za wczoraj i mam ochotę wcale go nie przepraszać. Że wyszłam bez słowa, że wróciłam bez słowa, że nie przyszłam spać do łóżka, że nie powiedziałam co mi się stało.

– nie wydaje ci się, że jestem jakaś skrzywiona? – pytam a on zatrzymuje się i siada w połowie schodów – no wiesz, że ja się nie wydzieram, nie pieklę się, nie trzaskam drzwiami? – patrzy na mnie i nic nie mówi.

– chodzi ci o to, co tam? – kiwa głową i wskazuje ścianę, która dzieli nas od sąsiadów. Tamci to se potrafią wyrażać. Wszystko.

– nom. Trochę tak – zawieszam wzrok na ścianie i przypominam sobie dzikie awantury w letnie wieczory – ale nie tak. Chodzi mi o to, że ja chcę się złościć. I chcę, żebyś wtedy tu był i patrzył i mnie nie uspokajał. A jak powiem ci coś przykrego, bo czasami też chcę, to żebyś tego nie brał do siebie – zerkam na jego twarz, ale jest jak wykuta w soli, jak zawsze, gdy jeszcze nie doszłam do
końca mojego wywodu 

– bo to nigdy nie jest o tobie, nawet jeśli czasem zacznie się od ciebie – przekręcam sobie pierścionki na palcach i gładzę pomalowane na czerwono paznokcie. A jak on wyjdzie tak jak tata? myślę, I nie wróci przez kilka tygodni?

– a to się drzyj jak masz chęć – rozluźnia się w końcu i macha ręką – tylko ja się będę śmiał – zastygam

– nie możesz! – zeskakuję z kanapy i staję dokładnie na wprost niego – nie możesz się śmiać, to wtedy nie ma sensu. Ja potrzebuję, żebyś ty mnie słuchał. I mi pozwalał, a jak się zaczniesz śmiać, to poczuję się strasznie głupio i to nie wyjdzie – zwija
usta w dziubek. Zawsze tak robi, kiedy się zamyśla nad czymś ważnym.

– i co ja mam wtedy robić? Co mówić? – chwytam go za dłonie, zaczyna się pocić, bo już szuka rozwiązania i sprawdza, jak mi pomóc, a ja przecież nie potrzebuję pomocy, tylko obecności. I żeby mi pozwolił na emocje.

– no właśnie nic, nic masz nie mówić. Tylko stój, tak jak kołek, stój i bądź ale nigdzie nie odchodź – nie wiem skąd ja to biorę ale czuję, że to jest właśnie to, że jak go tak chcę w mojej złości. Puszczam jego ręce i zaczynam chodzić po pokoju 

– tak sobie stój, zrób poważną minę i czekaj do końca – pokazuję mu stając na środku pokoju – bo potem… – zatrzymuję się i patrzę na niego – potem to ja będę potrzebowała, żebyś mnie przytulił – naprawdę nie wiem jak ja to wymyśliłam, ale już kiedy to mówię, czuję że ciało mi się luzuje. I żołądek też.

– no dobra – kwęczy, chyba za słabo przekonany. Podchodzę do niego i wieszam mu się na szyi

– i będę też mówić brzydkie słowa – patrzę mu w oczy. Brzydkie słowa w moich ustach to, od kiedy się znamy, czyli od jakichś 5 lat, można policzyć na palcach. Kiwa głową. Procesuje. A ja w końcu zaczynam oddychać.

czuję, że to może się udać

spróbujemy

 acha, i czasami trzasnę sobie drzwiami, dobra?  patrzę na niego oczami kota ze Shreka i nie czekam już na żadną odpowiedź. Po prostu sobie trzasnę.

***

to moja osobista historia i dzielę się nią z tobą bo sama nadal uczę się uwalniać swoją złość. Bo z radością idzie mi całkiem nieźle. Ale ten temat zaczęłam specjalnie.

to plaga naszych czasów – niewyrażane emocje. zepchnięte w odmęty. sztucznie wyciszone

otwarłam puszkę Pandory i teraz będę kontynuować. O emocjach, o tym dlaczego je zamrażamy, tłumimy i chowamy przed światem na najróżniejsze sposoby. A potem powiem ci, co z nimi robić. Daj znać, jeśli to dotyczy też ciebie, jeśli to znasz, jeśli chcesz mi o tym opowiedzieć. Albo jeśli chcesz o tym opowiedzieć innym kobietom, aby wiedziały, że nie są same.

Dodaj komentarz